Ciąża bliźniacza

niedziela, 29 maja 2016

Cała prawda o matkach

Parę dni temu był Dzień Matki... prawie go nie zauważyłam, tak mi małe dają w kość :/ Ale... 


... w moim przypadku w dwóch facetach i wcale nie łysych :)

wtorek, 24 maja 2016

sobota, 21 maja 2016

Trójpaczek na patologii cz.8

W dniu wczorajszym wróciłam do szpitala... ale spokojnie, jedynie po odebranie wypisu oraz ostateczne zdjęcie szwów :)

Zdejmowanie szwów, ze względu na długość cięcia (bliźniaki), odbyło się na dwa razy: 7 i 9 dnia po porodzie. W sumie to nawet dobrze, bo w pierwszy dzień wypis ze szpitala był jeszcze nie gotowy ("jest proszę Pani jeszcze w podpisie"), chociaż oczywiście miał być...

Moje szpitalne leżakowanie trwało łącznie, uwaga: 63 dni! Z czego 57 dni na patologii i 6 - na położnictwie.


I o ile pobyt na patologii faktycznie można było nazwać leżakowaniem, bo człowiek jednak pomimo ciągłych KTG i badań znajdował czas na wyspanie się, pogadanie ze współleżakującymi, poczytanie czegoś czy nadrobienie zaległości serialowych na TVN ("Druga szansa", "Agent: Gwiazdy", etc.), o tyle na porodówce czekał mnie istny sajgon.
 
Sześć godzin po cesarskim cięciu wylądowałam w sali z dwójką dzieciaczków i miałam się nimi już zająć. Nie było czasu na odpoczynek czy rekonwalescencję. Od razu kobito do roboty! Wiedziałam, że sobie po, bądź co bądź, zabiegu operacyjnym na początku nie poradzę, wiec na pierwsze dwie noce wzięłam położną do pomocy (kupa kasy nota bene :/), a w dzień był ze mną małżonek. W kolejne noce walczyłam już sama, rezultatem czego było niewyspanie, sińce pod oczami i ogólne wymęczenie, czyli stan ala zombie.

Mówiąc szczerze sama nie wierzę, że udało mi się to wszystko przeżyć. Bo jedno dziecko, to jeden problem, a dwójka...  nakarmisz jedno, drugie robi się głodne, jedno przestaje krzyczeć, drugie dopiero zaczyna, pierwsze zrobi w pieluchę, drugie też już wymaga przewinięcia... Istna orka na ugorze.

Na szczęście jesteśmy już wszyscy w domu! Chociaż i teraz czasami dodatkowa para rąk męża dostępna 24h/dobę nie wystarcza, ale i tak jest o niebo lepiej niż w szpitalu. Chodzimy co prawda ciągle niewyspani, niedojedzeni, wymęczeni, ale cholernie szczęśliwi, że trójpaczek wrócił w końcu do domu. Co prawda rozpakowany 5 dni przed planowanym terminem, bo się małym czekać nie chciało, przebiły pęcherz płodowy i rozpoczęły akcję porodową...

Ano właśnie, przypomniało mi się! Coś tam kiedyś pisałam, że złoję brzdącom dupki jak mi coś wcześniej przed 37tc wywiną? Oczywiście odwołuję to :)    

wtorek, 10 maja 2016

Trójpaczek na patologii cz.7

Na temat szpitalnego jedzenia krąży wiele mitów i legend. Problem w tym, że te mity i legendy to najprawdziwsza w świecie prawda.

Dieta kobiety ciężarnej powinna być urozmaicona i zrównoważona, gdyż ma ona wpływ na dobry stan zdrowia kobiety oraz prawidłowy rozwój dziecka. W szpitalu chyba o tym na śmierć zapomnieli...

Typowe śniadanie i kolacja to trzy kromki chleba (ciemny chleb jak poniżej, zaznaczam ciemny chleb NIE razowy chleb to wersja dla kobiet z cukrzycą ciążową, czyli takich jak ja) i obślizła żylasta pseudowędlina. Jeśli na talerzu pojawi się coś więcej, jakiś kawałek pomidorka, ogórka, sałaty to tak jakbyś wygrała los na loterii. Od czasu do czasu zdarza się, że rzucą jakiś kawałek białego sera lub jajko jako rarytas.


Obiad to chyba najlepszy posiłek, który tu serwują, z czego zupa jest codziennie praktycznie taka sama. Zmienia się jedynie smak wodnej zawiesiny, bo wsad warzywny jest codziennie identyczny.
Drugie danie to tutaj prawdziwe danie królów, tylko że dietetyk układający menu dla osób na diecie cukrzycowej non stop popełnia podstawowe błędy żywieniowe. Poniżej np. gotowana ciapa z marchewki o indeksie glikemicznym chyba z 1500. Mieso, choć chude, też jakoś wcale apetycznie nie wygląda...


Skutkiem takiego a nie innego szpitalnego żywienia lodówka dla pacjentek wypełniona jest po brzegi jedzeniem własnym przynoszonym przez rodzinę i znajomych.
Dziękujemy kochani, że o nas myślicie i nie dajecie nam umrzeć z głodu! :) Co my biedne kobity byśmy bez Was zrobiły? :*


piątek, 6 maja 2016

Czy mężczyźni mogliby rodzić naturalnie?

Dwóch śmiałków poddało się pewnemu eksperymentowi, doświadczyło symulacji bóli porodowych i wyląda na to, że byłoby z tym ciężko...


czwartek, 5 maja 2016

Ciężarówką przez 9 miesięcy

Pozycja, dzięki której poprawiał mi się humor, za każdym razem gdy do niej sięgałam. Nawet obecnie będąc w szpitalu. Napisana w zabawny i dowcipny sposób, jak dla mnie pozycja obowiązkowa dla każdej przyszłej zestresowanej całą tą ciążową sytuacją matki :)

Poradnik zawiera dużo praktycznych i rzetelnych informacji oraz dowcipnych odpowiedzi na ważne pytania. Bardzo przyjemna lektura, która udowadnia, że dobry poradnik nie musi być wcale nudny. Osobiście czytając go nie raz się na głos roześmiałam.


Ze względu na cenę, około 50 zł (chociaż na Allegro czy przez Ceneo można ją kupić już za ok. 40 zł) najlepiej zasugerować znajomym lub rodzinie jako propozycję prezentu dla siebie. Albo, jak w moim przypadku, pożyczyć od znajomej mamuśki. Wiadomo, że ostatecznie jest to książka, którą przeczytamy raz i raczej już do niej nie wrócimy. Chociaż nigdy nie wiadomo... ;)

Ocena: 9/10.

poniedziałek, 2 maja 2016

Trójpaczek na patologii cz.6

Majówkę, podobnie jak tegoroczne święta Wielkanocne, spędzamy w szpitalu. Przestałam już nawet liczyć ile czasu tu jesteśmy. Od 18 marca, to ile to będzie? 6, 7 tygodni?

Najważniejsze, że cel minimum, czyli dociągnięcie z ciążą do 34 tygodnia, zrealizowaliśmy! Teraz kolejny cel przed nami, tj. rozpoczęcie 36 tygodnia, a to juz jutro :)

Jak tylko tu wylądowaliśmy, przeprowadziłam z moimi brzdącami bardzo poważną rozmowę i ustaliliśmy, że ja zrobię wszystko co w mojej mocy z tą moją "patologiczną szyjką" (będę leżeć, sikać do basenu, modlić się, etc.), a one mają mi się tam trzymać w moim brzuszku do 37 tygodnia minimum. Otrzymałam od nich pozytywną odpowiedź zwrotną (czytaj: kopniaka w żebra), więc jeśli tylko coś mi spróbują zmajstrować i nie wywiązać się z umowy, to po porodzie dostaną takie lańsko w dupska, że popamiętają :P

Nawet teraz, gdy zwolniono mnie już z leżenia (po 26 dniach, oh yeah!) i pozwolono chodzić do łazienki, oszczędzam się ile mogę. Zresztą po tak długim czasie ciągłego przebywania w łóżku, mięśnie nóg gdzieś mi zanikły... nie ma ich, they are lost. Chyba wywieszę zaraz plakat WANTED, być może ktoś je gdzieś widział albo znalazł i mi je odda? Teraz to by mi się szczerze powiedziawszy jakaś rehabilitacja przydała, bo idąc szpitalnym korytarzem obijam się niczym Frankenstein opierając się rękoma to o jedną, to o drugą ścianę...


No nic, walczymy, walczymy dalej o kolejny tydzień dla moich maluchów, tydzień, a może i dwa!

Rozmowa dwóch bliźniaków w łonie matki

Mały hardcore :P