Ciągle łapię się, że zaczynam coś robić i kończę za jakieś 2 godziny...
Nieważne czy kawa czy herbata, od chwili pojawienia się małych trolli zawsze piję zimną ;)
Przy smerfach jest tyle zabawy, że tak naprawdę nie da rady niczego
zaplanować. A trzeba, bo małe ze względu na wcześniactwo mają teraz pełno wizyt
lekarskich do zaliczenia - oprócz standardowych u pediatry i ortopedy, dochodzą
jeszcze okulista oraz neurolog.
Wczoraj udało nam się zaliczyć ortopedę. Oczywiście nie obyło się bez przygód. Jeden brzdąc w trakcie badania zlał się na przebierak (dobrze, że matka wzięła ze sobą dwie tetrówki), ulał ostatni posiłek, a w trakcie usg bioderek puścił salwę pierdów. Komentarz ze strony lekarza: "No jakaś formę obrony przyjął". Pod względem ortopedycznym na szczęście wszystko ok.
Przed nami jeszcze kolejna wizyta u okulisty (niestety podczas pierwszej wizyty u pierdzioszka właśnie wyszło opóźnienie w rozwoju siatkówki oka) i neurologa (tej wizyty boję się najbardziej).
A żeby się matka z ojcem za bardzo nie nudzili, to w 5 tygodniu życia drugie dziecię nam nagle zżółkło. No nie miało kiedy. Po otrzymaniu skierowania do poradni neonatologicznej, sami przerażeni i zieloni na twarzach z mężem pojechaliśmy do szpitala. Na oddział na całe szczęście nas nie przyjęli. Poziom bilirubiny nie był, jak się okazało, jeszcze taki tragiczny. Do obserwacji i na kontrolę za dwa tygodnie.
Ciekawe, ciekawe co nam jeszcze najbliższa przyszłość przyniesie... Wolałabym, żeby nic "ciekawego".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz