Ciąża bliźniacza

sobota, 9 kwietnia 2016

Trójpaczek na patologii cz.4

Dziś zaczął się czwarty tydzień odkąd tu siedzimy i na razie końca nie widać. Wylądowaliśmy zaraz po standardowej wizycie u lekarza prowadzącego w momencie zdiagnozowania skracającej się szyjki, macicy oczywiście, bo ta podtrzymująca głowę ma się jeszcze w miarę dobrze.

Pierwszy tydzień zajęło Szanownemu Gremium Lekarskiemu ustalenie ostatecznej wersji co do długości szyjątka. Ilu sprawdzających, tyle wymiarów – najpierw było 14-15, później 26, aż ostatecznie stanęło na 18-19 mm. Koniec końców po tygodniu dywagacji nt. tej kosmicznej materii, podjęto decyzję o założeniu pessara. I wszystko byłoby pięknie i ładnie, a ja wyszłabym sobie do domu, gdyby nie nagłe krwawienie (na dzień przed wypisaniem ze szpitala :/) i akcja pt. jedziemy z Panią na porodówkę (emocje jakie mi wówczas towarzyszyły… „O Boże, zaraz będą mnie ciąć!) celem sprawdzenia czy z łożyskami i dziećmi wszystko w porządku. No więc na całe szczęście w jak najlepszym porządku. 

Drugi tydzień upłynął nam tym samym na ciągłej obserwacji. Ponieważ się nie polepszyło, krwawienie nie ustało, suma sumarum zapadła decyzja o usunięciu pessara. Z dwojga złego: skracająca się szyjka vs. wykrwawiająca się przyszła matka postawiono na to pierwsze. 

Trzeci tydzień to kolejne dni na obserwacji, kolejna wizyta na porodówce (drugie krwawienie)  i kolejne badania, diagnozy, etc. Teorii lekarskich namnożyło się w międzyczasie parę: a bo to ten polip doczesny (o którym było wiadomo od samego początku przecież), a bo to chyba jakiś krwiak, a bo to ta „patologiczna szyjka” coś nie daje radę… Można się po prostu wściec… i jak sobie pomyślę, że wszystko zaczęło się psuć w momencie założenia pessara, to już mi się wszystkiego odechciewa… To po cholerę było go zakładać skoro istniało zagrożenie aktywacji tego cholernego polipa… hę?

Zaliczyłam nawet rezonans magnetyczny, który do całej sprawy nic nie wniósł. No bo jeśli diagnostom wydawało się, że kobieta w 32 tygodniu ciąży bliźniaczej da radę wyleżeć 40 min. na wznak, to gratuluję! Musieli mnie z tej tuby dwa razy wyciągać, bo bym się tam po prostu udusiła...


Od tygodnia mam zakaz wstawania z łóżka, kąpiel tylko za wcześniejszym pozwoleniem, moim najlepszym przyjacielem stał się basenik,  nie wspomnę  o przewspaniałym szpitalnym jedzeniu dla ciężarnych z cukrzycą ciążową. Dobrze, że w takich chwilach mogę liczyć na wsparcie rodziny i męża… 

Jakoś nie do końca chciałam zaakceptować fakt, że mogę tu zostać do końca, do dnia porodu. Każdy dzień, każdy tydzień jest dla moich brzdąców na miarę złota. Czasami jest mi już naprawdę ciężko i trudno, ale dla nich wytrzymam wszystko. Nie poddam się, bo je najbanalniej w świecie bardzo, ale to bardzo kocham…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz